Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi yeti91 z miasteczka Gorlice/Kraków. Od 1 maja 2009r. przejechałam 48545.26 kilometrów w tym 3908.42 w terenie. Toczę się powoli, ale cały czas do przodu ;P z prędkością średnią 18.84 km/h.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl
Grupetto Gorlice 2


Najciekawsze wyprawy:



Kwiatuszki alpejskie Passo dello Stelvio
Passo dello Stelvio 2010


Dookoła pomniejszone
Dookoła Polski 2009


Pielgrzymka pomniejszone
Pielgrzymka Rowerowa Rzeszów-Dębowiec 2009


Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy yeti91.bikestats.pl

Archiwum bloga

Dane wyjazdu:
50.00 km 40.00 km teren
h km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Bop

Uwaga na pękające gumy - Cyklokarpaty #3 Żegiestów

Sobota, 19 czerwca 2010 · dodano: 20.06.2010 | Komentarze 10

<
Pole, łyse pole powitało nas w Żegiestowie. Nigdy jeszcze czegoś takiego nie widziałam. Błotnisty parking, do którego najlepiej było dojechać terenówką, biuro zawodów na środku polany, a miejsce do umycia w bystrym potoku. Pomijając to wszystko pogoda też nie dopisała. Pierwsze kilometry w deszczu. Podjazd idzie mi dobrze, na górę wjeżdżam trzecia niewiele zsiadając z roweru. I pewnie utrzymałabym tę pozycję, gdyby...o tym dalej. Wjeżdżamy we mgłę i jedziemy kawałek wzdłuż wyciągu, następnie przechodząc na drugą stronę grzbietu zaczynamy zjazd stokiem. Jedzie się spoko, do pewnego momentu... Guma. Z tyłu. Zabieram się do wymiany, przy okazji gubię część zacisku w trawie, na szczęście po chwili ją znajduję. Już założyłam zapasówkę i zabieram się do pompowania, lecz powietrze ucieka dalej. Albo wentyl był rozwalony, albo to ja go rozwaliłam zakładając dętkę(mam za wąski otwór jak na samochodówkę)Po chwili dochodzi do mnie Ola z Krakowa, która z powodu niedziałającego hamulca musi zejść z trasy. Już mam się zabierać za łatanie, lecz miły zawodnik z Komańczy zlitował się nade mną i pożyczył mi swoją dętkę. Ola pomaga mi i po chwili zjeżdżam dalej. Coś czuję, że dalej jest nie tak. Na dole okazuje się, że mam flaka również z przodu i tym razem nie ma wyjścia, trzeba załatać. No problem, jeżeli jest sucho. Tylko, że dużo czasu zajmuje. Wielki problem jeżeli jest mokro i wszystko jest w bagnie. Samo wyczyszczenie zajęło dętki zajęło mi mnóstwo czasu, dobrze, że razem ze mną był Witek, zawodnik, który również złapał gumę. I tak sobie kleimy nasze dętki, bawię się z jedną łatką chyba z 20 min, po czym odrywam ją i kleję, a właściwie to Witek przykleja mi drugą. Trzyma dobrze, tylko nie ruszaj, bo odpadnie ;) Jakoś trzyma. I zabieram się do pompowania. Ale to jeszcze nie koniec. Powietrze ucieka dalej. Tylko nie wiem skąd. Okazuje się, że zawór w wentylu się odkręcił i zanim wymyśliłam czym by to zakręcić mija kolejne kilkanaście minut. Scyzoryk się przydał. Za pomocą pęsety dokręcam zawór i powietrze ucieka dalej. Bawię się z tym dalej, aż przestało uciekać, jednak nie wiadomo czy zaraz nie zacznie. Jadę dalej, tylko, że pojechałam nie w tą stronę, co trzeba jednak po 200m wracam się i już jadę dobrze. Za bufetem w prawo na podjazd, którym rok temu rozpoczęliśmy maraton w Wierchomli. Na początku strasznie ciężko jestem zamarznięta i nie mogę się rozgrzać. Dopiero na końcówce jedzie mi się dobrze, ale po mojej awarii straciłam chęci do jazdy i jadę tylko po to, żeby dojechać do mety. Już miałam nawet z trasy zjeżdżać. Z bacówki w stronę Runka znaną mi trasą, potem szlakiem na Jaworzynę, lecz w pewnym momencie trafiłam na podjazd pod schronisko pod szczytem. Właściwie to nie wiedziałam gdzie jestem, miejsce poznałam dopiero po Milce. Już nie pamiętam czy przed Jaworzyną czy po jechałam z odpiętym kołem z przodu. Jak się zapiąć nie umie to tak jest. W każdym razie szybkozamykacz był na open i nie wiem jakim cudem mi to koło nie odpadło, bo na zjazdach jechałam w miarę normalnie tylko czułam, że coś mi lata. Dopiero jak musiałam zejść z roweru, żeby zawinąć łańcuch na 1 z przodu, bo od podjazdu pod bacówkę przerzutka przednia nie była w stanie zrzucić mi łańcucha na 1, zauważyłam że mam odpięte koło. Dopiero w Szczawniku pan od mierzenia czasu pocieszył mnie, że to już końcówka i zostało tylko 4 km do mety. Aż wstyd było wjeżdżać z takim czasem na metę, ale zawsze jakieś punkty do generalki są. Cała moja dzisiejsza jazda była na zasadzie byle do przodu. Samotność towarzyszyła mi całą drogę, nie wiedziałam nawet która godzina, ani ile km za mną i przede mną, bo mi licznik padł.
A tak jeszcze ogólnie do trasy, to niezła była. Długie podjazdy, kamieniste zjazdy, znaczne różnice wysokości, typowy górski maraton, nawet prowadzenia było niewiele, jak już coś to tylko na krótkim odcinku. Podobała mi się, jednak moje awarie odebrały mi dzisiaj radość z jazdy. O ile trasa była dobrze oznakowana, to zabrakło mi na niej punktów kontrolnych i kogokolwiek z obsługi. W przypadku jakiegoś poważnego wypadku nie byłoby nikogo, kto by pozbierał nieszczęśnika. Po takim błotnym maratonie też przydało by się umyć, a nie do końca jestem przekonana, że bystra i lodowata woda w potoku nadawała się do tego najlepiej. Z Żegiestowa na pewno nie będę miała miłych wspomnień i będę chciała jak najszybciej zapomnieć o tym maratonie.
Dobrze, że przynajmniej druga kobieta z klubu nie zawiodła wygrywając na dystansie mini w swojej kategorii.
Podziękowania dla Oli, Witka i Pana Żaka z Komańczy, to dzięki wam w ogóle dojechałam.
I jeszcze przeprosiny Macieja, wróciłam do domu dopiero o 20.30, a testowanie przyczepki przez Ciebie w nocy nie byłoby najlepszym pomysłem.

Start i biuro zawodów na polanie

Start

Pierwszy podjazd

Ola z moimi dętkami

Prysznice

Zwyciężczyni Ania


Komentarze
yeti91
| 18:53 poniedziałek, 21 czerwca 2010 | linkuj Dzięki za gratulacje, w tym przypadku nie ma czego gratulować :P Jeżdżąc na różne wyprawy przyzwyczaiłam się do złych warunków i jestem w stanie znieść brak luksusów typu możliwość w miarę normalnego umycia się po zawodach. Mam szacunek dla organizatorów, bo na pewno nie jest łatwo zorganizować taki wyścig, jednak jeżeli ktoś się za to bierze, to powinien zrobić tak, żeby to miało ręce i nogi. Maraton w Żegiestowie miał sam tułów. Apteczka może pomóc w przypadku małej rany, ale w przypadku poważniejszego urazu uniemożliwiającego dalszą jazdę bandaż, ani plaster zawodnikowi nic nie da, wtedy niezbędna jest pomoc medyczna.
Nicram: Szczęśliwa to ja byłam ale bardziej z tego powodu, że wróciłam w całości ;)
Kundello21: Tak to właśnie my
Bartek9007: Life is brutal, sometimes kopas w dupas.
tatanka | 14:10 poniedziałek, 21 czerwca 2010 | linkuj Dzielna z Ciebie dziewczyna.
K | 07:59 poniedziałek, 21 czerwca 2010 | linkuj Wcale nie było źle...:) warto mieć plecaczek i apteczkę.
kamileq
| 01:14 poniedziałek, 21 czerwca 2010 | linkuj To faktycznie te Cyklokarpaty schodzą na psy... tak fatalna organizacja? Zawodnicy trasę gubią, biuro zawodów na polanie..., brak obsługi medycznej na trasie w newralgicznych momentach.. no porażka :/
kundello21
| 21:29 niedziela, 20 czerwca 2010 | linkuj Mijałem cię chyba:) Jakieś dwie dziewczyny chciały dętkę, a ja nie miałem już... To nie Wy?:)
bartek9007
| 20:58 niedziela, 20 czerwca 2010 | linkuj a idz jak to czytam to sie noż w kieszeni otwiera na tego pecha!
nicram
| 15:17 niedziela, 20 czerwca 2010 | linkuj ale za to jaka szczęśliwa byłaś że dojechałaś, aż miło! :]

Pozdrowionka!
(Marcin)
masakra
| 11:44 niedziela, 20 czerwca 2010 | linkuj Również tam byłam, ale jako kibic mojego chłopaka :) Rzeczywiście, warunki fatalne, tyle przekleństw na organizację to jeszcze nie słyszałam ;) Gratuluję wytrwałości!
jurektc
| 09:43 niedziela, 20 czerwca 2010 | linkuj No to faktycznie miałaś pecha :) ale mimo tylu przeciwności jednak dojechałaś do mety gratuluje .
GraLo
| 09:31 niedziela, 20 czerwca 2010 | linkuj Tyle przygód na jeden maraton to za dużo:) ale najważniejsze że się nie poddałaś. Myjka wygląda lekko żałośnie, jak jest ładnie i ciepło to jeszcze ujedzie ale w taką pogodę to nie porozumienie. Szkoda że sie dowiedziałem o tym maratonie dopiero wieczorem bo bym skoczył się przejechać. Mimo wszystko gratuluje hartu ducha i powodzenia.
Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz dwa pierwsze znaki ze słowa miest
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]