Info

Więcej o mnie.
















Moje rowery
Najciekawsze wyprawy:

Passo dello Stelvio 2010

Dookoła Polski 2009

Pielgrzymka Rowerowa Rzeszów-Dębowiec 2009
Wykres roczny

Archiwum bloga
- 2023, Maj2 - 0
- 2023, Kwiecień5 - 0
- 2023, Marzec5 - 0
- 2023, Luty10 - 0
- 2023, Styczeń3 - 0
- 2022, Grudzień1 - 0
- 2022, Listopad4 - 0
- 2022, Październik8 - 0
- 2022, Sierpień11 - 0
- 2022, Lipiec21 - 0
- 2022, Czerwiec19 - 0
- 2022, Maj17 - 0
- 2022, Kwiecień22 - 0
- 2022, Marzec22 - 0
- 2022, Luty16 - 0
- 2022, Styczeń22 - 0
- 2021, Grudzień21 - 0
- 2021, Listopad23 - 0
- 2021, Październik16 - 0
- 2021, Wrzesień16 - 0
- 2021, Sierpień17 - 0
- 2021, Lipiec23 - 0
- 2021, Czerwiec23 - 0
- 2021, Maj25 - 0
- 2021, Kwiecień23 - 0
- 2021, Marzec25 - 0
- 2021, Luty19 - 0
- 2021, Styczeń27 - 0
- 2020, Grudzień21 - 0
- 2020, Listopad17 - 0
- 2020, Październik20 - 0
- 2020, Wrzesień26 - 0
- 2020, Sierpień22 - 0
- 2020, Lipiec22 - 0
- 2020, Czerwiec27 - 0
- 2020, Maj20 - 0
- 2020, Kwiecień21 - 0
- 2020, Marzec20 - 0
- 2020, Luty21 - 0
- 2020, Styczeń7 - 0
- 2019, Grudzień13 - 0
- 2019, Listopad20 - 0
- 2019, Październik17 - 0
- 2019, Wrzesień7 - 0
- 2019, Sierpień16 - 0
- 2019, Lipiec13 - 0
- 2019, Czerwiec12 - 0
- 2019, Maj5 - 0
- 2019, Kwiecień12 - 0
- 2019, Marzec6 - 0
- 2019, Luty2 - 0
- 2018, Grudzień2 - 0
- 2018, Listopad3 - 0
- 2018, Październik3 - 0
- 2018, Wrzesień10 - 0
- 2018, Sierpień7 - 0
- 2018, Czerwiec3 - 0
- 2018, Maj2 - 0
- 2018, Kwiecień15 - 0
- 2018, Marzec1 - 0
- 2018, Luty5 - 0
- 2018, Styczeń16 - 0
- 2017, Grudzień7 - 0
- 2017, Listopad17 - 0
- 2017, Październik16 - 0
- 2017, Wrzesień20 - 0
- 2017, Sierpień6 - 1
- 2017, Lipiec2 - 0
- 2017, Czerwiec14 - 0
- 2017, Maj20 - 0
- 2017, Kwiecień15 - 0
- 2017, Marzec16 - 0
- 2017, Luty2 - 0
- 2016, Grudzień4 - 0
- 2016, Listopad20 - 0
- 2016, Październik12 - 0
- 2016, Wrzesień4 - 0
- 2016, Sierpień23 - 1
- 2016, Lipiec7 - 0
- 2016, Czerwiec14 - 0
- 2016, Maj16 - 0
- 2016, Kwiecień19 - 0
- 2016, Marzec22 - 0
- 2016, Luty10 - 0
- 2016, Styczeń11 - 0
- 2015, Grudzień3 - 0
- 2015, Listopad5 - 0
- 2015, Październik4 - 0
- 2015, Wrzesień15 - 0
- 2015, Sierpień1 - 0
- 2015, Lipiec8 - 0
- 2015, Czerwiec3 - 0
- 2015, Maj5 - 0
- 2015, Kwiecień14 - 0
- 2015, Marzec8 - 4
- 2015, Luty1 - 0
- 2015, Styczeń1 - 0
- 2014, Grudzień2 - 0
- 2014, Listopad3 - 0
- 2014, Październik2 - 0
- 2014, Wrzesień2 - 0
- 2014, Lipiec3 - 0
- 2014, Kwiecień10 - 1
- 2014, Marzec5 - 0
- 2014, Luty1 - 0
- 2013, Grudzień3 - 0
- 2013, Listopad9 - 3
- 2013, Październik7 - 5
- 2013, Wrzesień1 - 0
- 2013, Lipiec3 - 0
- 2013, Czerwiec15 - 0
- 2013, Maj10 - 0
- 2013, Kwiecień14 - 0
- 2013, Marzec15 - 0
- 2013, Luty3 - 0
- 2013, Styczeń1 - 0
- 2012, Grudzień1 - 0
- 2012, Listopad2 - 0
- 2012, Październik18 - 0
- 2012, Wrzesień17 - 3
- 2012, Sierpień3 - 0
- 2012, Lipiec3 - 0
- 2012, Czerwiec9 - 0
- 2012, Maj14 - 0
- 2012, Kwiecień20 - 0
- 2012, Marzec23 - 2
- 2012, Luty2 - 0
- 2011, Grudzień8 - 2
- 2011, Listopad10 - 0
- 2011, Październik18 - 1
- 2011, Wrzesień2 - 2
- 2011, Lipiec1 - 0
- 2011, Czerwiec9 - 10
- 2011, Maj9 - 6
- 2011, Kwiecień12 - 6
- 2011, Marzec1 - 0
- 2011, Luty1 - 3
- 2011, Styczeń1 - 3
- 2010, Grudzień5 - 7
- 2010, Listopad15 - 7
- 2010, Październik19 - 13
- 2010, Wrzesień12 - 6
- 2010, Sierpień26 - 10
- 2010, Lipiec29 - 19
- 2010, Czerwiec34 - 37
- 2010, Maj15 - 40
- 2010, Kwiecień32 - 16
- 2010, Marzec28 - 13
- 2010, Luty7 - 9
- 2010, Styczeń4 - 5
- 2009, Grudzień15 - 8
- 2009, Listopad18 - 21
- 2009, Październik15 - 18
- 2009, Wrzesień29 - 13
- 2009, Sierpień22 - 15
- 2009, Lipiec26 - 7
- 2009, Czerwiec29 - 25
- 2009, Maj20 - 29
Wpisy archiwalne w kategorii
z kimś
Dystans całkowity: | 14413.55 km (w terenie 1618.00 km; 11.23%) |
Czas w ruchu: | 576:09 |
Średnia prędkość: | 17.97 km/h |
Maksymalna prędkość: | 78.68 km/h |
Suma podjazdów: | 19866 m |
Maks. tętno maksymalne: | 182 (93 %) |
Maks. tętno średnie: | 158 (81 %) |
Suma kalorii: | 15379 kcal |
Liczba aktywności: | 263 |
Średnio na aktywność: | 54.80 km i 4h 32m |
Więcej statystyk |
Dane wyjazdu:
60.00 km
40.00 km teren
h
km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Bop
Jak zostać zlanym i zlać innych ;P
Piątek, 17 września 2010 · dodano: 28.09.2010 | Komentarze 0
Kategoria 50-150km, Górska Rowerowa Pielgrzymka, teren, z kimś
Dane wyjazdu:
65.00 km
30.00 km teren
h
km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Bop
300 m od obiadu
Czwartek, 16 września 2010 · dodano: 28.09.2010 | Komentarze 0
Kategoria 50-150km, Górska Rowerowa Pielgrzymka, teren, z kimś
Dane wyjazdu:
83.93 km
40.00 km teren
05:54 h
14.23 km/h:
Maks. pr.:50.58 km/h
Temperatura:
HR max:182 ( 93%)
HR avg:153 ( 78%)
Podjazdy:1300 m
Kalorie: 3373 kcal
Rower:Bop
Krwawa rzeź niewiniątek - Cyklokarpaty #12 Jasło Finał
Niedziela, 12 września 2010 · dodano: 14.09.2010 | Komentarze 2
Zupełnie bez weny do jazdy, a rower ponoć najlepszym lekarzem, tym bardziej na psychikę. Naprawdę nie chciało mi się jechać, na szczęście mam tak, że po starcie pojawia się u mnie ochota do rywalizacji.Co bym dzisiaj nie zrobiła , to wylądowałabym na 4 miejscu w generalce mega, więc nie opłacało się startować na średnim dystansie. Obiecałam, że jadę giga i nie miałam wyjścia. Ta decyzja okazała się być świetnym zagraniem taktycznym - nie dość, że dojechałam druga ( i zarazem ostatnia z kobiet ;P), zajęłam 5 miejsce w generalce giga, to jeszcze klub stanął na podium i utrzymał 6 pozycję za cały cykl :)Podsumowując, miałam okazję dzisiaj 5 razy wychodzić do dekoracji :D
Na starcie poszłam dosyć ostro, cały czas próbowałam się przebić do przodu, niestety po wjechaniu na singla spadł mi łańcuch. Gdy ruszyłam ponownie trafiłam już na zawodników, którzy miejscami prowadzili rower, niestety nie było możliwości wyprzedzania. Dlatego też po wjechaniu na drogę próbowałam odrobić straty. Do bufetu pod Liwoczem bez większych przygód, jednak tuż za nim... Trochę mi przeszkadzały rękawki i zaczęłam je ściągać. Zdjęłam jeden, potem zaczęłam się bawić z drugim i nagle... bum. Zachwianie równowagi i łamię moją regułę prawolotności, lecę na lewo, rozbijam sobie łokieć i kolano. Nie wiem, czy to było idealnie pod trzecią stacją, ale pierwsza gleba zaliczona. Krew się leje z łokcia, wycieram ją rękawkiem i jadę dalej. Dobrze, że przynajmniej nie boli, adrenalina działa. Od szczytu rozpoczyna się najgorszy odcinek trasy, błoto, błoto i jeszcze raz błoto, a w tym błocie już mi przerzutka przestaje działać, za każdym razem jak zmieniam na 1 z przodu, ta po przejechaniu kilku metrów blokuje się i muszę albo zakręcić do tyłu albo zsiąść z roweru. Zwykle jestem zmuszona zejść z bika. Trasa tak jak w tamtym roku, zaczęła mi się trochę dłużyć, chyba mam licznik źle ustawiony i liczy więcej niż trzeba, bo rozjazd giga/mega miał być na 36km, a u mnie już było prawie 40. Przed rozjazdem doganiam Olę, która już coś opada z sił. Ja jednak jadę prosto, ona skręca na mega. Druga pętla idzie mi lżej, przynajmniej dobrze znam trasę, jedyna na co mogę narzekać jest to, że zaczynam delikatnie czuć łokieć i naciągnięte kiedyś ścięgno. Na tyle delikatnie, że nie muszę specjalnie zwalniać z tego powodu. Jedzie mi się dobrze, udaje mi się nawet wyprzedzić kilku zawodników, a przed metą pełen power. Jak na pierwsze giga w życiu to chyba nie najgorzej i co najważniejsze wbrew moim przypuszczeniom nie przyjechałam na metę ostatnia. Słowa uznania dla organizatorów za wspaniałe oznaczanie trasy, a szczególnie za tablice informacyjne i ostrzegawcze( "Uwaga piranie!" xD)
Być może to już ostatnie zawody w tym roku, jednak podsumowanie sezonu będzie tradycyjnie w Sylwestra. A co do samych cyklokarpat, dobrze się dzieje u kobiet. Mimo, że w tamtym roku byłam druga w generalce, zdobyłam to pudło praktycznie za darmo. Teraz nie wystarczy kilka razy wystartować, trzeba się namęczyć, aby zająć dobre miejsce i całe szczęście, bo to motywuje do dalszej pracy. Miałam formę 100 razy lepszą niż rok temu, ale często miałam też pecha. Jak nie sprzęt, to jakaś kontuzja, czy też zmęczenie wywołane jak nie pracą, to różnymi problemami. Nie zwalam na moje wspaniałe szczęście, cieszę się z IV miejsca i mam nadzieję, że w przyszłym roku nadal będę mogła ścigać się na CK. Dzięki wszystkim za pomoc i doping na trasie i do zobaczenia w następnej edycji ;)


Dane wyjazdu:
67.95 km
40.00 km teren
05:10 h
13.15 km/h:
Maks. pr.:51.70 km/h
Temperatura:
HR max:181 ( 93%)
HR avg:158 ( 81%)
Podjazdy:2000 m
Kalorie: kcal
Rower:Bop
Freestyle Cyklokarpaty#11 Sabinov
Sobota, 4 września 2010 · dodano: 08.09.2010 | Komentarze 0
Pierwsze zawody za granicą, patrząc na miejsce niezbyt udane, ale porównując czasy, to nie jest źle. Mimo niewyspania udało mi się pojechać na swoim poziomie, po wczorajszym treningu wątpiłam czy w ogóle będę miała siłę na jakąkolwiek rywalizację. Pierwsze wrażenia jak najbardziej pozytywne, każdy dostał imienny numer i zestaw startowy. Nareszcie była jakaś różnica w gadżetach między hobby i mega, my mieliśmy ich więcej o całą koszulkę. Start, najpierw przez centrum miasta, później już wjechaliśmy w błoto. Na początku nie było źle, jechałam gzdieś 3 - 4, dopiero po 10 km dziewczyny zaczęły mnie wyprzedzać. Trasa bardzo błotnista, ale też urozmaicona przejazdami przez rzekę czy też zjazdem do freeridu. Ciekawie było znowu spotkać znajomych, trochę pogadać na trasie. Pamiętam jak jeszcze na samym początku przed wjazdem na ściernisko jakiś zawodnik dzwoni do mamy i mówi jej, że się ściga na Słowacji. Myślałam, że padnę. To się nazywa lajtowe podejście. Kibiców na trasie też nie brakło, miło się przybijało piątkę dzieciakom, a jeszcze milej słuchało kapeli pod schroniskiem. Bufety również full wypas. Główny podjazd w dużej części przez błoto zamienił się w podejście. A zjazd z niego hmmm... no po prostu taniec dowolny. Raz wjechałam prosto w krzaki, bo nie wyrobiłam na zakręcie, a dwa razy wyglebiłam, ale, jak to na zjeździe bywa, nadrobiłam i udało mi się wyprzedzić 2 Słowaczki. Z tym, że ta druga cały czas siedziała mi na kole i gdy na niebezpiecznej ścieżce freeridowej pomagałam pozbierać się kolarzowi z Jasła, ta mnie wyprzedziła i już nie dałam rady jej dogonić. Ponadto łańcuch mi się wtedy jakoś zawinął o ramię korby i już było po zabawie.Do mety dojechałam dopiero 8, ale moje 3,5 min straty do Oli i Natalii pozwala mi stwierdzić, że jest dobrze.
Kilka fotek




Co tam jakiś maraton na Słowacji, teraz informacja kolarska dnia:
Maja Włoszczowska Mistrzynią Świata!!! Brawo!!!
Dane wyjazdu:
57.00 km
35.00 km teren
h
km/h:
Maks. pr.:51.70 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Bop
Supermaraton Kellys Podhalański
Sobota, 21 sierpnia 2010 · dodano: 22.08.2010 | Komentarze 0
Pierwszy start od ponad miesiąca i chyba udany start. Na dobry początek każdy z uczestników dostał reklamówkę pełną różnych gadżetów razem z kuponami na dodatkowe atrakcje. To spowodowało, że spodziewaliśmy się super zorganizowanego maratonu. Nie do końca, może nie był to dobry złego początek, ale organizatorom można by zarzucić parę rzeczy.Start o 11. Ruszyłam dość ostro i przez dłuższy czas utrzymywałam się z przodu. Był power, może też głód ścigania zrobił swoje. Gdyby to było krótkie XC to miałabym spore szanse na zwycięstwo. Niestety niedługo po wjechaniu w las wyprzedziła mnie Andżelika Nosek z PGNiG, a kilka kilometrów i kilka km dalej Ola Borowicz z KTMu. Na początku utrzymywałam się za nią, ale potem odpuściłam. Dużo traciłam na podejściach, bo moje nogi odzwyczaiły się od chodzenia. Tam gdzie tylko się dało próbowałam wyjeżdżać i szło mi to nawet nieźle, przed wyprawą nie pokonałabym niektórych ostrych podjazdów. Przed szczytem Lubania widzę kolejną goniącą mnie zawodniczkę, jednak nie daję się dojść i przyciskam jak najmocniej. Dużo też nadrabiam na zjeździe, gdzie jadę równo z panem Żakiem z Komańczy, którego tak nawiasem mówiąc reklamuję z tyłu ;) Zjazd pierwsza klasa, niech się wszelkie schody schowają przy tych kamieniach. Tylko dwa razy spada mi łańcuch, ale w porównaniu z poprzednimi awariami nie jest to nic poważnego. Być może teraz jest za długi i dlatego na zjazdach czasem ląduje poza największą zębatką korby. Trochę asfaltu i ponownie wjeżdżamy w las. Tutaj jestem pozytywnie zaskoczona. Jest jakieś 12 km do mety, a ja doganiam Olę i Angelikę. Początkowo trzymam się za nimi, jednak później mimo, że kop w nodze jest to nie mogę deptać na maxa, bo naciągnięty dwa dni wcześniej Achilles daje o sobie znać. Szkoda, bo mogło być ciekawie. Ja jednak jadę spokojnie do mety utrzymując 3 miejsce.
Nie sądzę, żeby oznaczenie trasy było tragiczne, może zabrakło w lesie ludzi z obsługi, ale na pewno dużym minusem był tylko jeden bufet na dystansie 50km, w takim upale powinny być przynajmniej dwa miejsca na trasie, w których zawodnicy mogliby uzupełnić wodę.
Na plus: pakiet startowy i zjazd z Lubania.
Padnięta przed startem

Podjazd pod Lubań

Dane wyjazdu:
108.00 km
2.00 km teren
04:40 h
23.14 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Kross Hexagon V3
Już pożegnania nadszedł czas...
Czwartek, 19 sierpnia 2010 · dodano: 19.08.2010 | Komentarze 2
Czyli z Aniaszem do NS odwieźć Piotrka z Markiem. Dane orientacyjne, licznik nie działa.Dane wyjazdu:
60.00 km
10.00 km teren
02:30 h
24.00 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Bop
Treningowo, imprezowo
Środa, 18 sierpnia 2010 · dodano: 19.08.2010 | Komentarze 0
Przed południem na pierwszy od miesiąca trening z pulsem i muszę powiedzieć, że power jest niesamowity. Odejście kosmiczne, tak jakbym się z lokomotywy przesiadła na rakietę. Jeżeli Bop w sobotę nie nawali to ściganie się powinno mi dać mnóstwo radości.Popołudniu niespodzianka, wpadła reszta ekipy wyprawowej:)
Dane wyjazdu:
0.00 km
0.00 km teren
h
km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Author Airline
Passo dello Stelvio - podsumowanie
Wtorek, 17 sierpnia 2010 · dodano: 26.08.2010 | Komentarze 4
Takie małe podsumowanie w liczbach i nie tylko.czas: 29 dni
dystans: 3356,35km
suma podjazdów: 29 280m
najwyższy punkt wyprawy: Passo dello Stelvio 2758m n.p.m.
najdłuższy dystans dzienny: 194km (1 dzień)
największa dzienna suma podjazdów: 2450m
Koszty:470zł + rzeczy zgubione
Odwiedzone kraje: Słowacja, Austria, Włochy, Szwajcaria, Słowenia, Chorwacja, Węgry
1. Dzień pierwszy
2. Dzień drugi
3. Dzień trzeci
4. Dzień czwarty
5. Dzień piąty
6. Dzień szósty
7. Dzień siódmy
8. Dzień ósmy
9. Dzień dziewiąty
10. Dzień dziesiąty
11. Dzień jedenasty
12. Dzień dwunasty
13. Dzień trzynasty
14. Dzień czternasty
15. Dzień piętnasty
16. Dzień szesnasty
17. Dzień siedemnasty
18. Dzień osiemnasty
19. Dzień dziewiętnasty
20. Dzień dwudziesty
21. Dzień dwudziesty pierwszy
22. Dzień dwudziesty drugi
23. Dzień dwudziesty trzeci
24. Dzień dwudziesty czwarty
25. Dzień dwudziesty piąty
26. Dzień dwudziesty szósty
27. Dzień dwudziesty siódmy
28. Dzień dwudziesty ósmy
29. Dzień dwudziesty dziewiąty
Przejechaliśmy przez 7 państw, 4 stolice, zdobyliśmy 12 przełęczy alpejskich, w tym 5 o wysokości przekraczającej 2000m n.p.m. Przeżyliśmy chwile radości ze zdobycia podjazdów, ale też chwile niezadowolenia, bo na wyprawie czasem ciężko znieść negatywne cechy charakteru, które w normalnym życiu aż tak nie przeszkadzają. Poznaliśmy również mnóstwo przyjaźnie nastawionych ludzi, tych którzy nas przyjęli pod swój dach, czy też na swoją trawę oraz tych spotkanych na trasie. Każde miłe, pokrzepiające słowo, gest były dla nas niezwykle cenne. Nigdy nie zapomnę dopingu innych kolarzy podczas wjazdu na Hochtor czy na Stelvio. Jechałam niby sama, ale tak naprawdę byli ze mną wszyscy którzy mnie wyprzedzali. Mimo, że nie było takiej gonitwy jak rok temu na Dookoła Polski, to jednak wycieczka ta miała charakter raczej sportowy. Przynajmniej w moim przypadku, kiedy nie miałam czasu, żeby zatrzymać się na górze aby podziwiać widoki, zrobić fotki, mam wrażenie, że najpiękniejsze fragmenty przejechaliśmy tranzytem. To wszystko dało mi dużo do myślenia jak ważne jest, aby dobrać się pod względem tempa. O ile jadąc we dwoje szybsza osoba nie ma wyjścia i poczeka, o tyle w większej grupie nie jest to takie proste. Nie każdy potrafi dostosować się do tempa najsłabszego, czy też poczekać tyle, żeby dać mu wystarczająco dużo czasu na odpoczynek na szczycie. Nie mogę narzekać na brak formy, zrobiłam wiele, aby alpejskie podjazdy nie odbiły się negatywnie na moim zdrowiu i podejrzewam, że gdyby nie mój trening przed wyprawą, to miałabym problemy, żeby wjechać tam na pusto. Niestety jestem kobietą i tego nie zamierzam zmieniać. Jak każda kobieta miewam też gorsze dni i nie moja wina, że akurat wypadły one podczas najcięższych fragmentów trasy. Mimo tego, że w moim odczuciu nie wszystko było idealne, to na pewno podróż ta przesadnie nazwana podróżą życia pozostanie na zawsze w pamięci. Nie planuję jeszcze następnych wakacji, dużo zależy od studiów, od tego ile będę miała wolnego czasu. Być może uda mi się jako geograf wyruszyć na wyprawę naukową niekoniecznie rowerem, jednak jeżeli już pojadę na dwóch kółkach, to chciałabym, żeby tym razem podróż miała charakter mniej sportowy, tak aby dokładnie poznać topografię i kulturę danego regionu.
Dane wyjazdu:
105.00 km
0.00 km teren
05:10 h
20.32 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Author Airline
DZIEŃ XXIX THE END
Poniedziałek, 16 sierpnia 2010 · dodano: 18.08.2010 | Komentarze 0
I tym sposobem nasza wyprawa dobiegła końca. Żegnamy się z Markiem i Piotrkiem i jedziemy do Gorlic, do domu. Na początku strasznie mi lata tylne koło, czuję, że jest luz na piaście albo coś w tym stylu. Okazało się, że Piotrek nie zapiął szybkozamykacza i jechałam cały czas z otwartym. Po dokręceniu jest ok, ale z górki wolę nie szaleć. Do Sącza docieramy szybko i robimy sobie przerwę pod centrum. Podczas tego postoju mijają nas Aniasz z Patrykiem, którzy po nas wyjechali. Nie wiem jakim cudem mogliśmy ich nie zobaczyć, w każdym razie później docierają do nas i wracamy już w czwórkę. Na Ropskiej dłuższa przerwa na kotlety i kulki, a potem sypanko do Gorlic. Najpierw wszyscy odwożą mnie, ja zostawiam przyczepę pod garażem i jadę odwieźć Tomka. Pożegnanie w stylu dzięki za 29 dni, odezwę się ponownie za rok jak mi się znowu plany posypią i wracam z Aniaszem do mnie. Powrót do normalności... nie był tak bolesny jak przed rokiem. Chciałam zrobić niespodziankę, ale chyba rodzinka coś przeczuła, że dzisiaj wrócę ;)CZYTAJ OD POCZĄTKU
Dane wyjazdu:
110.28 km
15.00 km teren
06:25 h
17.19 km/h:
Maks. pr.:55.01 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Author Airline
DZIEŃ XXVIII Gdy na szczycie wielka burza
Niedziela, 15 sierpnia 2010 · dodano: 18.08.2010 | Komentarze 0
<= PoprzedniNastępny =>
Dzisiejszy dzień nie powinien należeć do ciężkich, do Krościenka mamy niedaleko, właściwie tylko podjazd pod przełęcz Magurską z kilkoma mniejszymi, a jednak pogoda potrafi wszystko umilić.
Odjeżdżamy
Najpierw jedziemy drogą wzdłuż rzeki, obok, której gdzieniegdzie wystają wapienne skałki. Może takie widoki nas już nie zachwycają, ale kto kiedykolwiek miał coś wspólnego ze wspinaniem, to wie co się czuje nawet na sam widok kawałka skały ;)
Może uda mi się wkrótce powrócić do łojenia... To taka mała dygresja, tymczasem wracam do wyprawy. Po przejechaniu tunelu skręcamy na drogę prowadzącą do Hrabusic. Podjazd na ponad 900m zdobywamy szybko i bezboleśnie, bo przewyższenie jest niewielkie. Pod szczytem mijamy robotnika siedzącego na środku drogi obok koparki i palącego ognisko. Sprzętu w nocy pilnował czy co? Asfalt kiepski, nie szalejemy na zjeździe. Czekamy na Marka, który musi uważać na zjazdach, zwłaszcza o takiej nawierzchni i sypiemy do Kezmaroku, przed którym zatrzymujemy się w sklepie i doładowujemy akumulatory przed podjazdem. Tatry niestety za chmurami, widać tylko ich kontury, a chmury nie wróżą nic dobrego. W Spiskiej Beli jesteśmy już z każdej strony otoczeni przez burzę. Mimo to rozpoczynamy podjazd na Magurskie Sedlo (947m). Zakładam opaskę na lewe kolano, bo po węgierskich hopkach zaczynam je czuć, ale skoro nie odpadło znaczy, że jest ok i to jakiś cud, że dopiero teraz się kolana odzywają. Żeby było miło na samym początku wspinaczki łapię gumę. Szybka wymiana i jadę dalej. Tomek z Markiem, wyrywają do przodu, może przynajmniej ich ominie burza. Nie ominęła. Ani mnie, ani chłopaków. Ja przeczekałam ją w fosie zaraz za 12% odcinkiem, towarzysze chyba też w fosie tylko, że na samej górze. Gdy trochę przeszło ruszyłam dalej, trochę pod górę i już tylko w dół aż do Spiskiej Starej Wsi. Cały czas zastanawiałam się co z Markiem i Tomkiem, gdzie oni są... Otrzymałam w końcu esa, że jadą prosto do Krościenka, bo są przemoczeni. No comment. Przyspieszam więc, narzucam sobie "maratonowe" tempo, na ścieżce rowerowej wzdłuż Dunajca wyprzedzając wszystkich turystów. Docieram do Krościenka, gdzie spotykam się z ekipą i jedziemy do Piotrka, który przyjechał tu kilka dni temu. Korzystamy z czyjegoś namiotu, możemy się umyć i dostajemy pyszny, domowy obiad. Wieczorem jeszcze idziemy do kościoła i przeglądamy nasze fotki. Ostatnia noc poza domem, a jutro już ostatni dzień podróży. Sebastian chyba wiedział, co pisał nazywając wyprawę "podróżą życia", lecz nie ze względu na miejsce...