Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi yeti91 z miasteczka Gorlice/Kraków. Od 1 maja 2009r. przejechałam 48545.26 kilometrów w tym 3908.42 w terenie. Toczę się powoli, ale cały czas do przodu ;P z prędkością średnią 18.84 km/h.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl
Grupetto Gorlice 2


Najciekawsze wyprawy:



Kwiatuszki alpejskie Passo dello Stelvio
Passo dello Stelvio 2010


Dookoła pomniejszone
Dookoła Polski 2009


Pielgrzymka pomniejszone
Pielgrzymka Rowerowa Rzeszów-Dębowiec 2009


Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy yeti91.bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w kategorii

150-250km

Dystans całkowity:3999.75 km (w terenie 159.50 km; 3.99%)
Czas w ruchu:193:05
Średnia prędkość:18.88 km/h
Maksymalna prędkość:67.72 km/h
Suma podjazdów:8942 m
Maks. tętno maksymalne:172 (88 %)
Maks. tętno średnie:146 (75 %)
Liczba aktywności:22
Średnio na aktywność:181.81 km i 9h 39m
Więcej statystyk
Dane wyjazdu:
175.00 km 3.00 km teren
08:30 h 20.59 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:800 m
Kalorie: kcal

Pielgrzymi

Środa, 5 sierpnia 2009 · dodano: 09.08.2009 | Komentarze 0

Dymitrów Duży -> Mielec -> Ocieka -> Ropczyce -> Frysztak -> Szebnie -> Jasło -> Gorlice
wyjechaliśmy ok. 5 rano żeby zdążyć na mszę w Ociece. Najpierw do Mielca, gdzie ścigaliśmy się z ludźmi na ścieżce rowerowej, potem zawikłaną drogą do Ocieki. Zdążyliśmy idealnie. Po mszy pogadaliśmy chwilę ze znajomymi i jeszcze dostaliśmy prowiant na drogę. Potem ruszyliśmy na Ropczyce, następnie w stronę Frysztaka. W Wiśniowej spotkaliśmy Bartka, a przed Bieczem dołączyli do nas kolejni bikerzy. I tak dotarliśmy do Gorlic.
Spotkanie z pielgrzymami © yeti91

Pierwsza osoba, która po nas wyjechała © yeti91

I reszta ekipy powitalnej © yeti91

<= Poprzedni

Dane wyjazdu:
163.79 km 0.00 km teren
07:49 h 20.95 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:330 m
Kalorie: kcal

Uwaga, uwaga, próba syreny!

Wtorek, 4 sierpnia 2009 · dodano: 09.08.2009 | Komentarze 0

Gołąb -> Puławy -> Kazimierz Dolny -> Opole Lubelskie -> Annopol -> Sandomierz -> Baranów Sandomierski -> Dymitrów Duży
Najpierw zwiedzanie Gołębia, z ciekawych rzeczy to Muzeum Rowerów Nietypowych, niestety jeszcze zamknięte, domek loretański i kościół w stylu holenderskim. Później Puławy - Zamek Książąt Czartoryskich i Kazimierz Dolny. Tam robimy dłuższy postój, spotykamy miłego rowerzystę i jedziemy na pierwszy od niepamiętnych czasów podjazd. Od razu widać, że zaczyna się wyżyna. Po drodze spotykamy się z Maćkiem i Dominiką jadącymi na Mazury. W Annopolu przekraczamy Wisłę i restujemy pod Centrum. Droga cały czas udekorowana flagami papieskimi i maryjnymi z okazji nawiedzenia obrazu Matki Bożej. Zaraz przed Sandomierzem natrafiamy na roboty drogowe i mega ostry podjazd. Ta króciutka góreczka była naprawdę męcząca. W Sandomierzu zatrzymujemy się na trochę dłużej. Siadamy na ławce obok kotwicy, na którą Tomek nie może się napatrzeć. Z Sandomierza jedziemy przez Tarnobrzeg do Baranowa Sandomierskiego. Tam jeszcze na zamek i powoli szukamy noclegu. W pobliżu była jakaś agroturystyka, więc ruszamy dalej. Dopiero w Dymitrowie Dużym udało nam się załatwić kawałek trawy ;) A wieczorem słyszeliśmy coś takiego : "Uwaga, uwaga, próba syreny alarmowej, proszę wyłączyć telefony". Ponoć przez cała noc to nadawali, ale ja spałam i nie słyszałam.
Kościół w Gołębiu © yeti91

Pałac Czartoryskich w Puławach © yeti91

Plantacja chmielu © yeti91

Kazimierz Dolny © yeti91

Zamek nad Kazimierzem Dln. © yeti91

Zdjęcie z wycieczki rowerowej © yeti91

Sandomierz © yeti91

Zdjęcie z wycieczki rowerowej © yeti91

Zdjęcie z wycieczki rowerowej © yeti91

Tomek wpatrzony w kotwicę © yeti91

Zamek w Baranowie Sandomierskim © yeti91

<= Poprzedni
Nastepny =>

Dane wyjazdu:
202.52 km 5.00 km teren
12:00 h 16.88 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:530 m
Kalorie: kcal

Najdalej na północ

Środa, 29 lipca 2009 · dodano: 09.08.2009 | Komentarze 0

Wicko -> Karwia -> Władysławowo -> Hel -> Władysławowo -> Gdynia(Karwiny)
Przyznam się, że z odcinka do Karwii niewiele pamiętam. Przypomina mi się jak wyprzedzałam jakiegoś dziadka na rowerze i zapomniałam, że jestem dłuższa niż normalnie(tak na przyczepce powinnam mieć napis Long vehicle i znak ograniczenie prędkości do 40 km/h :D)Biedak prawie się przeze mnie wywalił. Potem szukanie drogi na skróty, po rozmowie z policją trafiliśmy na właściwą. W Jastrzębiej Górze zatrzymaliśmy się na plaży. A ludu tam pełno, jadąc przez Karwię ciężko było wyminąć się z samochodami. W Jastrzębiej jeszcze jedno ważne miejsce - Przylądek Rozewie, czyli dalej na północ w Polsce już nie będziemy. Pamiątkowa i chyba jedyna wspólna fotka przy pomniku " Gwiazda północy", którą zrobił uprzejmy turysta. Jedziemy dalej beznadziejną, bo wyłożoną kostką drogą. Ciągnie się ona chyba 5 albo więcej km. Czasem zjeżdżamy na chodnik, bo tędy wygodniej. Z Władysławowa kierujemy się na Hel. Cały czas ścieżką rowerową, piękne widoczki na Zat. Pucką. Dopiero bliżej Helu ścieżka prowadzi leśną dróżką i wtedy zjeżdżamy na asfalt. Okazało się jednak, że nie da rady jechać asfaltem, bo miejscowi kierowcy dojeżdżają do samych sakw i trąbią tak głośno, że można z roweru spaść. Przed Helem poczułam ukłucie w prawym kolanie i wiedziałam już, że coś jest nie tak. Musiałam troszkę zwolnić. A sam Hel jako miejscowość ... podobny do Szczecina. Widzisz znak "Hel" potem transparent "Jesteś w Helu- uśmiechnij się :)", i nic. Cały czas las, pierwsze budynki zaczną się za jakieś 7 km. Na Helu zatrzymujemy się na plaży, potem spotykamy bikera z Białegostoku, który zaprowadza nas do portu. Okazało się, że bilety na tramwaj wodny są już wykupione i najwcześniejszy wolny rejs jest za 4,5 h. Więc wracamy na kołach. Do Pucka i za Puckiem ścieżką rowerową. Potem wpadamy na główną. W Redzie dzwoni do mnie Diabeł (takie pseudo ;)) i życzy połamania kół. 30 min później wbijam gwóźdź do opony i łamię szprychę. Życzenia w pewnym stopniu się spełniły.Nie kupiłam wcześniej dętki, bo nigdzie nie mieli z samochodowym, wszystkie sklepy zamknięte, nawet skoczyłam do Lidla, w którym była ostatnio kolekcja rowerowa, ale jego też zamknęli 10 min. wcześniej. Mieliśmy niesamowite szczęście, bo minął nas pomocny, rowerzysta, który przywiózł nam dętkę z domu. Założyliśmy i w ciemnościach do Gdyni. Nocne poszukiwania dzielnicy Karwiny i ulicy Źródła Marii udały się i po północy dotarliśmy na miejsce.
Jez. Żarnowskie © yeti91

Gwiazda Północy - najdalej na północ w Polsce © yeti91

Jesteś w Helu- uśmiechnij się :) © yeti91

Jesteś w Helu- uśmiechnij się 2 :) © yeti91

Zatoka Pucka © yeti91

Paralotnia w Pucku © yeti91

Awaria w Rumi © yeti91

<= Poprzedni
Następny =>

Dane wyjazdu:
170.08 km 15.00 km teren
h km/h:
Maks. pr.:42.88 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:460 m
Kalorie: kcal

Mała awaria i serwis w Ustce

Wtorek, 28 lipca 2009 · dodano: 08.08.2009 | Komentarze 0

Gąski -> Mielno -> Łazy -> Sucha Koszalińska -> Darłowo -> Ustka -> Smołdzino -> Wicko
Na szczęście sprawdziły się poglądy innych plażowiczów i nikt nas nie wygonił z plaży. Zebraliśmy się i w drogę. Przez Mielno i w Łazach w prawo do Suchej Koszalińskiej i już prosto do Ustki przez Darłowo. W Pieńkowie Tomek rozwalił oponę i okazałam się mu potrzebna. Akurat jechałam sobie wtedy spokojnie przodem licząc na to, że mnie zaraz dogoni. Dopiero jakiś gosciu z auta powiedział mi, że kolega ma awarię, no to zawróciłam. W Ustce poszukiwania rowerowego- miły mieszkaniec zaprowadził nas na samo miejsce. A tam pani wszystkowiedząca, oczywiście koła nie udało się scentrować, ale mówi się trudno i jedzie się dalej. Sprzedawczyni poradziła nam jechać Szlakiem Zwiniętych Torów. No to pojechaliśmy. Obok Gwiazdy Morza, potem na Przewłokę i Wytowno. Tam już były jakies znaki, więc skręciliśmy w las. Szlak nawet spoko, przejezdny leśną drogą nie tak strasznie piaszczystą, ale mimo wszystko wolniej niż asfaltem, dlatego też zrezygnowaliśmy z niego. Dojechaliśmy do Smołdzina i tu 2 opcje: jechać dłuższą drogą asfaltem, czy też pakować się na Kluki i potem kawałek terenem. Wolałam wersję drugą, jednak pojechaliśmy za asfaltem, bo nie chciałam wysłuchiwać pretensji, gdyby szlak okazał się średnio przejezdny. Wydmy było widać tylko z daleka, a do Łeby nie dojechaliśmy. Zabrakło niewiele, ale nie było sensu pchać się tam tylko po to, żeby dojechać. W Wicku udało nam się znaleźć kawałek trawnika, ale gospodarz był na tyle miły, że użyczył nam przyczepy campingowej. A na widok naszego posiłku -parówek pokrojonych w plasterki na patelni, po kilku minutach przyniósł pyszne danie na talerzu :D
<= Poprzedni
Następny =>

Dane wyjazdu:
185.00 km 80.00 km teren
h km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:570 m
Kalorie: kcal

Tam gdzie nie ma dróg, są ścieżki rowerowe

Niedziela, 26 lipca 2009 · dodano: 07.08.2009 | Komentarze 0

Szczecin -> Buk -> Blackensee -> Hintersee -> Ueckermunde -> Anklam -> Pinnow -> Usedom -> Zirchow -> Świnoujście
Tak szybko nie udało nam się uciec, po powrocie z mszy św. rodzina Tomka chciała na s zatrzymać aż do obiadu, ale aż tyle czasu nie mogliśmy spędzić w Szczecinie. Skończyło się tylko na pysznym śniadanku. Potem obdarowani prowiantem na drogę ruszyliśmy w str. granicy niemieckiej. I właśnie przed samą granicą spotkaliśmy bikera, który udzielił nam przydatnych wskazówek. Niemcy bardzo pozytywnie nas zaskoczyły - pełno ścieżek rowerowych i nawet tam gdzie droga dla samochodów jest średnio przejezdna obok można natrafić na 2m asfaltową ścieżkę rowerową. A rowerzystów tutaj pełno, zwłaszcza z sakwami lub przyczepkami. Co jakiś czas drogowskazy i mapki, żeby się nie zgubić. A kierowcy mili jak nigdzie, potrafią nawet zjechać z drogi i ustąpić miejsca rowerzyście. Ścieżki są albo asfaltowe, albo żwirowe, dużo też jest wyłożonych płytami betonowymi. Pierwszy odcinek pokonaliśmy nasypem kolejowym praktycznie cały czas przez las, potem trochę asfaltu i płyt. Żeby nie płacić ok 30zł za przeprawę promową musieliśmy dojechać do Anklam na jedyny most. Niestety nie udało się wrócić do Polski za widoku. W Świnoujściu znaleźliśmy się przed północą, kupiliśmy podstawę naszego wyżywienia czyli mleko i przedostaliśmy się promem na drugą stronę miasta. Jeszcze tylko odwiedziny stacji benzynowej w celu kupienia zapalniczki i szukamy jakiegoś zabudowanego przystanka. Wpadamy na drogę krajową, jedziemy kilka km i nic. Padnięci rozkładamy się gdzie bądź, gotujemy mleko i dobranoc...
Oryginalny domek- ścieżka rowerowa, Deutschland © yeti91

Ueckermunde, Zalew Szczeciński © yeti91

Przed Anklam © yeti91

Przeprawa promowa- Świnoujście © yeti91

<= Poprzedni
Następny =>

Dane wyjazdu:
221.00 km 0.00 km teren
13:16 h 16.66 km/h:
Maks. pr.:45.58 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:670 m
Kalorie: kcal

Przez puszczę w Szczecinie

Sobota, 25 lipca 2009 · dodano: 06.08.2009 | Komentarze 0

Świebodzin -> Lubrza -> Łagów -> Koryta -> Walewice -> Sulęcin -> Kostrzyn nad Odrą -> Chwarszczany -> Mieszkowice -> Chojna -> Gryfino -> Szczecin
Wstaliśmy wcześnie rano i wyjechaliśmy chyba ok. 6. Z Przemkiem pożegnaliśmy się wczoraj, żeby go nie budzić o tej porze. Najpierw tak jak wczoraj do Lubrzy, później na Łagów. Tam śniadanko przy zamku i jedziemy dalej. Mieliśmy się dostać do Sulęcina przez Jemiołów, ale miejscowi zapytani o tą drogę powiedzieli,że jej nie ma. W końcu dowiedzieliśmy się, że obok niej jest teren wojskowy i być może dlatego, że jest tam zbyt niebezpiecznie, droga w rzeczywistości nie istnieje. Pojechaliśmy kawałek główną, potem boczną i zagmatwaną trasą. Z Sulęcina do krajowej 22, potem prostą i nieciekawą drogą do Kostrzyna nad Odrą. W Kostrzynie też nie znaleźliśmy nic ciekawego, oprócz burzy, którą przeczekaliśmy na przystanku. Było późno, więc jechaliśmy najkrótszą drogą w stronę Szczecina. Zaraz przed przejazdem pod autostradą dosłownie padliśmy,co zmusiło nas do zatrzymania się na stacji i zjedzenia zapasów. Do Szczecina dojechaliśmy już jak było całkiem ciemno, ale to nie koniec. Wjechaliśmy ulicą Rymarską i jedziemy tak cały czas, ciocia Tomka kieruje nas przez telefon. Mamy jechać jakąś autostradą poznańską. Skręciliśmy na nią i tu szok :0 jedziemy i nagle zaczyna się las, kończą się latarnie. Zastanawiamy się, czy nie zbłądziliśmy. Las ciągnął się chyba z 5 km, i już wątpimy czy dojedziemy dzisiaj na miejsce. Jedziemy sobie i nagle ktoś z samochodu jadącego w przeciwnym kierunku drze się :"Tomek, Tomek!". A Tomek tak ostro zahamował, że nie zdążyłam zareagować, a siedziałam mu na kole. No to wywaliłam się z moją całą lokomotywą, ale na szczęście szybko się zebrałam. Wujek Tomka doprowadził nas na miejsce etapami tzn. było coś takiego:" Jedźcie prosto na światłach w prawo, na rondzie drugi wyjazd, potem prosto i w lewo, ja będę tam czekał". No i czekał i następne komenda i znowu to samo i tak chyba 4 razy :D Ale udało się ! dotarliśmy :)
Nietypowa ściana budynku poczty w Lubrzy © yeti91

Łagów- wiadukt kolejowy © yeti91

Śniadanie na zamku © yeti91

Pomnik przyrody nad Jeziorem Łagowskim © yeti91

Ponorama z wieży widokowej "Czarnowska górka" PN Ujście Warty © yeti91

<= Poprzedni
Następny =>

Dane wyjazdu:
168.55 km 0.00 km teren
08:17 h 20.35 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:450 m
Kalorie: kcal

Prom za free xD

Czwartek, 23 lipca 2009 · dodano: 18.08.2009 | Komentarze 0

Włodzice Małe -> Bolesławiec -> Szprotawa -> Kożuchów -> Nowa Sól -> Niedoradz -> Milsko -> Przewóz -> Sulechów -> Świebodzin
Taki świetny nocleg, że aż się nie chce odjeżdżać, ale komu w drogę, temu hulajnogę. Jedziemy nie mamy wyjścia. Namówiliśmy Andrzeja, żeby nas kawałek podwiózł i mieliśmy przewodnika aż do Bolesławca. A w Bolesławcu śniadanko pod Tesco i suszenie bielizny na wózku sklepowym xD Później drogą 297 na Zieloną Górę. W Szprotawie Tomek nareszcie kupił linkę do przerzutki i mógł jechać na innych niż 2 z przodu biegach. Pewnie niewiele mu to dało, bo podjazdy się skończyły, no chyba że na moje nieszczęście częściej używał 3 ;) Cały dzień mieliśmy wiatr, uwaga, tak właśnie, niesamowite - w plecy! Jechało się znacznie lżej. Nie wiem jak to zrobiliśmy, ale w Kożuchowie przegapiliśmy skręt na Zieloną Górę i wypadliśmy w Nowej Soli. Z pomocą mieszkańców i mapy wynaleźliśmy drogę awaryjną. Do Niedoradza i na Zabór. Tam zobaczylimy znak "Przeprawa promowa" i pytamy się tutejszych ile takie coś kosztuje, a oni, że za free. No to jedziemy, czemu nie. Jakieś 4,5 km i już stoimy nad brzegiem Odry. A okazało się, że prom od miesiąca nie kursuje :0 i co teraz. Wracać się i nadrabiać 20-30km? Błagamy pana, który przyznał się, że ma łódkę, żeby nas przewiózł. Nie byłoby problemu, gdybyśmy jechali na pusto, z bagażami nie za bardzo chce nas zabrać na pokład. Udało się uprosić i płyniemy. Prąd znosi niesamowicie, trzeba umieć wiosłować, bo inaczej zamiast na drugi brzeg, to dopłynęlibyśmy do Szczecina :D Dziękujemy za uratowanie i jedziemy dalej przez BoJadła, ciekawa nazwa :), Trzebiechów i do Sulechowa. Tam łapie nas burza i szczęśliwie docieramy pod dach do Biedronki, bo za nią jeszcze przechodzi kilka znacznie gorszych burz. I gdyby nie ta burza to nie wiedziałabym, że w Sulechowie rośnie najstarsza w Europie morwa biała, a właśnie pod nią przeczekałam pierwszą burzę :) Do Świebodzina docieramy główną drogą, mijani i ochlapywani przez tiry. Rozbijamy się na działce u kolegi z Wołczyna i jeszcze idziemy do niego umyć się i coś zjeść i przy okazji pooglądać filmiki. Przyjęci zostaliśmy bardzo miło i znowu mieliśmy aż za dobre warunki, nie ma co się przyzwyczajać do luksusów.
Ale wkoło jest wesoło... © yeti91

Cały nasz ekwipunek © yeti91

Tak niewiele trzeba, żeby sprawić dziecku radość ; © yeti91

Pałac w Trzebiechowie © yeti91

Figura Chrystusa z Rio przed Świebodzinem(w budowie © yeti91

<= Poprzedni
Następny =>

Dane wyjazdu:
208.10 km 3.00 km teren
11:12 h 18.58 km/h:
Maks. pr.:42.05 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:530 m
Kalorie: kcal

Spustoszenie na polu namiotowym

Poniedziałek, 13 lipca 2009 · dodano: 06.08.2009 | Komentarze 0

Czechowice-Dziedzice -> Pszczyna -> Rybnik -> Rudy -> Sośnicowice -> Jemielnica -> Zawadzkie -> Ozimek -> Kluczbork -> Wołczyn
Po bardzo milym przyjęciu w Czechowicach ruszamy dalej, a naszym dzisiejszym celem jest WOŁCZYN. Wiemy,że nie będzie łatwo, zwłaszcza, że wyjechaliśmy stanowczo za późno. Po przepakowaniu bagażu już jestem w stanie jechać na własnym biku z przyczepką. Najpierw szukamy przejazdu pod dwupasmówką i kierujemy się na Goczałkowice Zdrój. Teoretycznie przez uzdrowisko nie ma drogi, ale praktycznie rowerem bez problemu przejedzie. Niestety nie zahaczyliśmy o zaporę, bo oczywiście nie ma czasu i już do końca go nie było. W Pszczynie skręcamy na Rybnik i specjalnie odbijamy na rynek w Żorach, żeby pograć w szachy, niestety została tylko szachownica i jakiś dziwny stwór. Wjeżdżamy do Rybnika, miasta w, którym większość głównych skrzyżowań to ronda. Mijamy chyba z 10 takich skrzyżowań o ruchu okrężnym i w końcu wypadamy na właściwej drodze na Rudy. Jezioro Rybnickie- ciekawa kompozycja- woda, las pełno ludzi odpoczywających, a z drugiej strony kominy i zabudowania zakładów przemysłowych. W Rudach jakiś pałac cysterski, czy coś takiego, w każdym razie nie było czasu, jedziemy dalej. Przed siebie. Przyjazny zefirek wieje nam prosto w twarz i nawet z górki niekiedy ledwo utrzymuję 20km/h. Masakra. W Sośnicowicach w lewo i następnie w pierwszą lepszą drogę w prawo. Przejeżdżamy przez Rachowice(grota z kopią figurki Matki Bożej z Lourdes), Rudziniec- tu robimy sobie bardzo długi postój(chyba aż 20min xD). Przejeżdżamy pod A4 i jedno co z tego miejsca pamiętam to ten okropny wiatr. Było lekko z górki, a ja chyba 15km/h jechałam. Tomek miał szczęście, złapał traktor. Z Jemielnicy docieramy do miejscowości Zawadzkie i tam na rondzie niespodzianka- droga, którą mamy jechać jest zamknięta. I co robić?? Nadkładać kilometry objazdem czy zaryzykować. Mimo rozmowy z gościami,którzy polecili nam to pierwsze, wybieramy drugą opcję. Strzał w 10, nowiuteńki asfalt, zero ruchu, bo przecież jest zakaz. A po drodze mijamy drogowskaz na park dinozaurów w Krasiejowie, dopiero projektowany, w związku z odnalezieniem jakis tam szczątków. Dużym zaskoczeniem był pewien obiekt w miejscowości Kolonowskie. Wjeżdżamy sobie do wioski, w której oprócz kilku domów i kościoła nie ma praktycznie nic, już z niej wyjeżdżamy, a pod lasem wyrasta olbrzymi budynek- kręgielnia, pub, bar. Dla mnie nie zrozumiałe. W Ozimku spędziliśmy chyba 30min pod sklepem, z czego 20 w sklepie z powodu szybkiej jak błyskawica obsługi. Już zaczęło się ściemniać, a do Wołczyna jeszcze dużo km, a dojechać musimy. Po drodze zaatakowały nas jakieś niezidentyfikowane obiekty latające. Potem już jadąc główną do Kluczborka mija nas oświetlone auto z napisem pilot. Tomek drze się Kinga na bok, a ja nie wiem o co chodzi. Po chwili przejeżdża stodoła szeroka na 3/4 drogi i oświetlona jak choinka. Do Kluczborka dotarliśmy padnięci i nie wiem nawet o której, a żeby było milej nadłożyliśmy chyba z 10km robiąc rundę honorową wokół miasta. Do Wołczyna dojechaliśmy ok 0.30 i od razu staliśmy się sławni bo nazajutrz wszyscy wkoło narzekali, że w nocy przyjechali jacyś rowerzyści i ich obudzili. xP
Jedzie nasza karawana xD © yeti91

keep smile :), Żory © yeti91

Jezioro Rybnickie © yeti91

W drogę z nami wyrusz Panie... © yeti91

Kościół w Centawie © yeti91

Późno już, otwiera się noc © yeti91

Kluczbork nocą © yeti91


<= Poprzedni
Następny =>

Dane wyjazdu:
216.24 km 0.00 km teren
11:52 h 18.22 km/h:
Maks. pr.:52.64 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:1800 m
Kalorie: kcal

Ma przyczepka tańczy, tańczy, tańczy, tańczy...

Niedziela, 12 lipca 2009 · dodano: 06.08.2009 | Komentarze 0

Gorlice -> Nowy Sącz -> Marcinkowice -> Limanowa -> Mszana Dolna -> Rabka -> Sucha Beskidzka -> Wadowice -> Kęty -> Czechowice-Dziedzice
Pierwszy dzień wyprawy i od razu załamka. Najpierw nie mogłam upchać worków do siatek, a później próbuję ruszyć rowerem i hmmm sama siebie pytam co jest. Ledwo ruszam, a jak już jadę, to nie mogę kiery w ręce utrzymać. Na nie szczęście wszystkiemu przygląda się mama a ja powtarzam to co w Wierchomli przed startem, czyli jest ok. A oczywiście nie jest. Dojeżdżamy pod Grosar, my to znaczy ja, Tomek, Patryk i Szymek- nasz komitet pożegnalny, i próbujemy coś przepakować. Zapewniam mamę, że coś to dało i jedziemy. Niestety nadal nie mogłam utrzymać się w pionie, więc wymieniamy się rowerami z Tomkiem i tak już jedziemy cały dzień. Na zjeździe z Ropskiej niezbyt miłe zdarzenie, na szczęście jedyne takie podczas całej wyprawy. Patryk z Szymonem towarzyszyli nam do Grybowa, potem jedziemy już sami. Pierwszy postój pod stacją w NS, następne tak samo jak ten nie były dłuższe niż kilkanaście minut. W Chełmcu skręcamy na Marcinkowice, żeby ominąć podjazd na Wysokie, chociaż tutaj też nie brakło górek. Przejeżdżamy przez Limanową i jedziemy główną drogą na Mszanę Dolną, niestety nie korzystając z płaskiego objazdu przez Łososinę Górną. Droga, jak przystało na Beskid Wyspowy cały czas wiedzie z górki na górkę, pokonujemy podjazd za podjazdem. Najprzyjemniejszy jej odcinek to chyba 10km zjazd do Mszany Dln. Coś mi lewe kolano zaczęło padać, więc musiałam zwolnić na podjazdach( zresztą nigdy szybko pod górę nie jadę :P). Z Mszany Dln. do Rabki i tam jakiś 10min. postój regeneracyjny, a w Jordanowie jeden z najpiękniejszych widoków na trasie czyli Góry Moje :) No tak, dziekuję Tomkowi, że jeszcze wtedy pozwolił mi zrobić parę fotek. Potem były miłe zakręty i już sama nie pamiętam co dalej. Pewnie górki. Na drodze z Suchej Beskidzkiej spotkaliśmy miłych bikerów i nie wiadomo dlaczego pierwsze pytanie jakie nam zadali brzmiało: "Dookoła Polski?" Skąd oni wiedzieli... Chwila na rynku w Wadowicach, gdzie wzbudziliśmy zainteresowanie przechodniów i znowu poznaliśmy dwóch rowerzystów, jeżeli dobrze pamiętam, z Wrocławia, jadących na rekolekcje do Tarnowa. Ruszamy dalej mijając bokiem ogromny korek pomiędzy Andrychowem, a Kętami. I znowu na jednym przystanku za Kętami spotykamy pewnych rowerzystów, którzy stwierdzają- "Pewnie nad morze jedziecie"xDPóźniej krętą i skomplikowaną drogą prowadzącą obok tysiąca stawów docieramy do Czechowic. Wielka radość-udało się!!! i to jeszcze za widoku :D
Mamo zabierz mnie stąd... - stacja paliw Nowy Sącz © yeti91

Tatry, przed Jordanowem © yeti91

Wadowice © yeti91

Długo jeszcze...? ;P © yeti91


Następny =>

Dane wyjazdu:
150.29 km 1.00 km teren
06:48 h 22.10 km/h:
Maks. pr.:63.87 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal

Konfederatka

Poniedziałek, 6 lipca 2009 · dodano: 06.07.2009 | Komentarze 1

Konfederatka, czyli skałka w lesie koło Woli Komborskiej to mój dzisiejszy cel. Najpierw przez Lipinki do Rozdziela i później cały czas prosto do Nowego Żmigrodu, następnie do Dukli. Ciężko mi się jechało ten odcinek, z trudem wyjeżdżałam na górki. Z Dukli do Miejsca Piastowego. Niezbyt miła ta droga- ruchliwa pełna małych górek, nic ciekawego po drodze. Dalej w str. Rzeszowa i po którymś podjeździe musiałam się zatrzymać i coś zjeść. Na końcu drogi do mojego celu czekał mnie kilometrowy podjazd i 10% zjazd :) Ale żeby było miło potem musiałam wyjechać na 10% podjazd. Do skałek dotarłam bez problemu, ale drobne owady tak grasowały w lesie, że musiałam jak najszybciej się ewakuować. Prawie wyrąbałam na ostrym zjeździe, w końcu slicki są na asfalt, a nie w teren. Z powrotem kawałek tą samą drogą, jeszcze zahaczyłam o źródełko św. Jana i wzięłam sobie trochę wody, niezdatnej do picia z powodu niekorzystnej mikrobiologii czy czegoś takiego, aczkolwiek bardzo smacznej xD. Później w prawo do Korczyny i następnie przez Krosno do Jasła. W Jaśle jeszcze wpadłam do Kuby po manetkę i pognałam już prosto do domu.
Pozdro
Klasztor Bernardynów w Dukli © yeti91

Konfederatka © yeti91
Kategoria 150-250km, sama