Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi yeti91 z miasteczka Gorlice/Kraków. Od 1 maja 2009r. przejechałam 48545.26 kilometrów w tym 3908.42 w terenie. Toczę się powoli, ale cały czas do przodu ;P z prędkością średnią 18.84 km/h.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl
Grupetto Gorlice 2


Najciekawsze wyprawy:



Kwiatuszki alpejskie Passo dello Stelvio
Passo dello Stelvio 2010


Dookoła pomniejszone
Dookoła Polski 2009


Pielgrzymka pomniejszone
Pielgrzymka Rowerowa Rzeszów-Dębowiec 2009


Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy yeti91.bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w kategorii

niezupełnie na dwóch kółkach

Dystans całkowity:7328.59 km (w terenie 355.00 km; 4.84%)
Czas w ruchu:347:24
Średnia prędkość:17.43 km/h
Maksymalna prędkość:67.72 km/h
Suma podjazdów:11768 m
Liczba aktywności:75
Średnio na aktywność:97.71 km i 6h 40m
Więcej statystyk
Dane wyjazdu:
98.20 km 0.00 km teren
06:00 h 16.37 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:100 m
Kalorie: kcal

Słoneczko przygrzało

Czwartek, 30 lipca 2009 · dodano: 09.08.2009 | Komentarze 0

Gdynia -> Gdańsk -> Nowy Dwór Gdański -> Elbląg
Najpierw do Sopotu i poszukiwania sklepu rowerowego. W wielkim i znanym serwisie dowiedzieliśmy się, że nie wymienią mi szprychy, bo to jakaś godzina roboty. Na szczęście na deptaku w Gdańsku natrafiliśmy na mały serwis, gdzie wymienili mi szprychę, wycentrowali koło od ręki i zajęło to jakieś 15min. Ogólnie kryzys dzisiaj.20km przed Elblągiem tak mi kolano nawaliło, że ledwo jechałam. W Elblągu skoczyłam tylko do apteki po suchy lód. Hmmm a z powodu takiego, że komuś mocno przygrzało musieliśmy zrezygnować z Mazur. Już nigdy więcej nie zgodzę się na coś takiego.
Gdańsk © yeti91

Most na Wiśle © yeti91

Stare babki © yeti91

<= Poprzedni
Następny =>

Dane wyjazdu:
202.52 km 5.00 km teren
12:00 h 16.88 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:530 m
Kalorie: kcal

Najdalej na północ

Środa, 29 lipca 2009 · dodano: 09.08.2009 | Komentarze 0

Wicko -> Karwia -> Władysławowo -> Hel -> Władysławowo -> Gdynia(Karwiny)
Przyznam się, że z odcinka do Karwii niewiele pamiętam. Przypomina mi się jak wyprzedzałam jakiegoś dziadka na rowerze i zapomniałam, że jestem dłuższa niż normalnie(tak na przyczepce powinnam mieć napis Long vehicle i znak ograniczenie prędkości do 40 km/h :D)Biedak prawie się przeze mnie wywalił. Potem szukanie drogi na skróty, po rozmowie z policją trafiliśmy na właściwą. W Jastrzębiej Górze zatrzymaliśmy się na plaży. A ludu tam pełno, jadąc przez Karwię ciężko było wyminąć się z samochodami. W Jastrzębiej jeszcze jedno ważne miejsce - Przylądek Rozewie, czyli dalej na północ w Polsce już nie będziemy. Pamiątkowa i chyba jedyna wspólna fotka przy pomniku " Gwiazda północy", którą zrobił uprzejmy turysta. Jedziemy dalej beznadziejną, bo wyłożoną kostką drogą. Ciągnie się ona chyba 5 albo więcej km. Czasem zjeżdżamy na chodnik, bo tędy wygodniej. Z Władysławowa kierujemy się na Hel. Cały czas ścieżką rowerową, piękne widoczki na Zat. Pucką. Dopiero bliżej Helu ścieżka prowadzi leśną dróżką i wtedy zjeżdżamy na asfalt. Okazało się jednak, że nie da rady jechać asfaltem, bo miejscowi kierowcy dojeżdżają do samych sakw i trąbią tak głośno, że można z roweru spaść. Przed Helem poczułam ukłucie w prawym kolanie i wiedziałam już, że coś jest nie tak. Musiałam troszkę zwolnić. A sam Hel jako miejscowość ... podobny do Szczecina. Widzisz znak "Hel" potem transparent "Jesteś w Helu- uśmiechnij się :)", i nic. Cały czas las, pierwsze budynki zaczną się za jakieś 7 km. Na Helu zatrzymujemy się na plaży, potem spotykamy bikera z Białegostoku, który zaprowadza nas do portu. Okazało się, że bilety na tramwaj wodny są już wykupione i najwcześniejszy wolny rejs jest za 4,5 h. Więc wracamy na kołach. Do Pucka i za Puckiem ścieżką rowerową. Potem wpadamy na główną. W Redzie dzwoni do mnie Diabeł (takie pseudo ;)) i życzy połamania kół. 30 min później wbijam gwóźdź do opony i łamię szprychę. Życzenia w pewnym stopniu się spełniły.Nie kupiłam wcześniej dętki, bo nigdzie nie mieli z samochodowym, wszystkie sklepy zamknięte, nawet skoczyłam do Lidla, w którym była ostatnio kolekcja rowerowa, ale jego też zamknęli 10 min. wcześniej. Mieliśmy niesamowite szczęście, bo minął nas pomocny, rowerzysta, który przywiózł nam dętkę z domu. Założyliśmy i w ciemnościach do Gdyni. Nocne poszukiwania dzielnicy Karwiny i ulicy Źródła Marii udały się i po północy dotarliśmy na miejsce.
Jez. Żarnowskie © yeti91

Gwiazda Północy - najdalej na północ w Polsce © yeti91

Jesteś w Helu- uśmiechnij się :) © yeti91

Jesteś w Helu- uśmiechnij się 2 :) © yeti91

Zatoka Pucka © yeti91

Paralotnia w Pucku © yeti91

Awaria w Rumi © yeti91

<= Poprzedni
Następny =>

Dane wyjazdu:
170.08 km 15.00 km teren
h km/h:
Maks. pr.:42.88 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:460 m
Kalorie: kcal

Mała awaria i serwis w Ustce

Wtorek, 28 lipca 2009 · dodano: 08.08.2009 | Komentarze 0

Gąski -> Mielno -> Łazy -> Sucha Koszalińska -> Darłowo -> Ustka -> Smołdzino -> Wicko
Na szczęście sprawdziły się poglądy innych plażowiczów i nikt nas nie wygonił z plaży. Zebraliśmy się i w drogę. Przez Mielno i w Łazach w prawo do Suchej Koszalińskiej i już prosto do Ustki przez Darłowo. W Pieńkowie Tomek rozwalił oponę i okazałam się mu potrzebna. Akurat jechałam sobie wtedy spokojnie przodem licząc na to, że mnie zaraz dogoni. Dopiero jakiś gosciu z auta powiedział mi, że kolega ma awarię, no to zawróciłam. W Ustce poszukiwania rowerowego- miły mieszkaniec zaprowadził nas na samo miejsce. A tam pani wszystkowiedząca, oczywiście koła nie udało się scentrować, ale mówi się trudno i jedzie się dalej. Sprzedawczyni poradziła nam jechać Szlakiem Zwiniętych Torów. No to pojechaliśmy. Obok Gwiazdy Morza, potem na Przewłokę i Wytowno. Tam już były jakies znaki, więc skręciliśmy w las. Szlak nawet spoko, przejezdny leśną drogą nie tak strasznie piaszczystą, ale mimo wszystko wolniej niż asfaltem, dlatego też zrezygnowaliśmy z niego. Dojechaliśmy do Smołdzina i tu 2 opcje: jechać dłuższą drogą asfaltem, czy też pakować się na Kluki i potem kawałek terenem. Wolałam wersję drugą, jednak pojechaliśmy za asfaltem, bo nie chciałam wysłuchiwać pretensji, gdyby szlak okazał się średnio przejezdny. Wydmy było widać tylko z daleka, a do Łeby nie dojechaliśmy. Zabrakło niewiele, ale nie było sensu pchać się tam tylko po to, żeby dojechać. W Wicku udało nam się znaleźć kawałek trawnika, ale gospodarz był na tyle miły, że użyczył nam przyczepy campingowej. A na widok naszego posiłku -parówek pokrojonych w plasterki na patelni, po kilku minutach przyniósł pyszne danie na talerzu :D
<= Poprzedni
Następny =>

Dane wyjazdu:
134.56 km 10.00 km teren
07:56 h 16.96 km/h:
Maks. pr.:46.05 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:340 m
Kalorie: kcal

Pomorze wcale nie jest płaskie

Poniedziałek, 27 lipca 2009 · dodano: 08.08.2009 | Komentarze 0

Świnoujście -> Międzyzdroje -> Dziwnówek -> Trzebiatów -> Kołobrzeg -> Koszalin -> Ustronie Morskie -> Gąski
Pobudka i tak za późno, bo już zaczęli po okolicy łazić ludzie i gapić się na nas jak na UFO. Szybko zebraliśmy się z naszego pięciogwiazdkowego hotelu i w drogę. Do Międzyzdroi przez Woliński PN pełen wrednych górek. W Międzyzdrojach poszukiwanie alei gwiazd i oczywiście mój towarzysz odnalazł swój podpis :P No jakby inaczej, takiej postaci nie mogło tam zabraknąć xD. Potem do Dziwnówka, gdzie zatrzymaliśmy się na plaży i nawet udało mi się trochę popływać. Poszukiwania rodziny Aniasza nie trwały długo, przeprosiliśmy za kłopot z nami związany i jedziemy dalej. Po drodze minęliśmy ruiny kościoła w Trzęsaczu, następnie przez Trzebiatów, Kołobrzeg. Trochę spóźniliśmy się, bo dzień wcześniej w Trzebiatowie odbywały się zawody Strong Man, a tak z ciekawostek to w mieście tym odbywa się coś takiego jak "Święto kaszy". W Kołbrzegu sklep ze sprzętem militarnym. Za Kołobrzegiem w lewo na Ustronie Morskie i dalej w prawo wzdłuż wybrzeża. Po jakimś czasie asfalt zamienił się w błotnisto- piaszczystą drogę. Ciężko było znaleźć miejsce na nocleg, bo jak nie teren wojskowy, to zakaz wstępu na wydmy, a pól namiotowych pełno, więc spanie u kogoś w ogródku odpada. Na pole oczywiście nas nie stać. W Gąskach w końcu skręciliśmy na plażę i tam zostaliśmy.
"Śpij, nocą śnij, niech zły sen Cię nigdy więcej nie obudzi..." © yeti91

Podpis i dłoń Gwiazdy ;) © yeti91

Morza szum... Trzęsacz © yeti91

Ruiny kościoła © yeti91

Pojazd nieco przypominający nasze rowery :P © yeti91

Odważny Dudek zamoczył stopy xD © yeti91

Zachód słóńca © yeti91

Zdjęcie z wycieczki rowerowej © yeti91

<= Poprzedni
Następny =>

Dane wyjazdu:
185.00 km 80.00 km teren
h km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:570 m
Kalorie: kcal

Tam gdzie nie ma dróg, są ścieżki rowerowe

Niedziela, 26 lipca 2009 · dodano: 07.08.2009 | Komentarze 0

Szczecin -> Buk -> Blackensee -> Hintersee -> Ueckermunde -> Anklam -> Pinnow -> Usedom -> Zirchow -> Świnoujście
Tak szybko nie udało nam się uciec, po powrocie z mszy św. rodzina Tomka chciała na s zatrzymać aż do obiadu, ale aż tyle czasu nie mogliśmy spędzić w Szczecinie. Skończyło się tylko na pysznym śniadanku. Potem obdarowani prowiantem na drogę ruszyliśmy w str. granicy niemieckiej. I właśnie przed samą granicą spotkaliśmy bikera, który udzielił nam przydatnych wskazówek. Niemcy bardzo pozytywnie nas zaskoczyły - pełno ścieżek rowerowych i nawet tam gdzie droga dla samochodów jest średnio przejezdna obok można natrafić na 2m asfaltową ścieżkę rowerową. A rowerzystów tutaj pełno, zwłaszcza z sakwami lub przyczepkami. Co jakiś czas drogowskazy i mapki, żeby się nie zgubić. A kierowcy mili jak nigdzie, potrafią nawet zjechać z drogi i ustąpić miejsca rowerzyście. Ścieżki są albo asfaltowe, albo żwirowe, dużo też jest wyłożonych płytami betonowymi. Pierwszy odcinek pokonaliśmy nasypem kolejowym praktycznie cały czas przez las, potem trochę asfaltu i płyt. Żeby nie płacić ok 30zł za przeprawę promową musieliśmy dojechać do Anklam na jedyny most. Niestety nie udało się wrócić do Polski za widoku. W Świnoujściu znaleźliśmy się przed północą, kupiliśmy podstawę naszego wyżywienia czyli mleko i przedostaliśmy się promem na drugą stronę miasta. Jeszcze tylko odwiedziny stacji benzynowej w celu kupienia zapalniczki i szukamy jakiegoś zabudowanego przystanka. Wpadamy na drogę krajową, jedziemy kilka km i nic. Padnięci rozkładamy się gdzie bądź, gotujemy mleko i dobranoc...
Oryginalny domek- ścieżka rowerowa, Deutschland © yeti91

Ueckermunde, Zalew Szczeciński © yeti91

Przed Anklam © yeti91

Przeprawa promowa- Świnoujście © yeti91

<= Poprzedni
Następny =>

Dane wyjazdu:
221.00 km 0.00 km teren
13:16 h 16.66 km/h:
Maks. pr.:45.58 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:670 m
Kalorie: kcal

Przez puszczę w Szczecinie

Sobota, 25 lipca 2009 · dodano: 06.08.2009 | Komentarze 0

Świebodzin -> Lubrza -> Łagów -> Koryta -> Walewice -> Sulęcin -> Kostrzyn nad Odrą -> Chwarszczany -> Mieszkowice -> Chojna -> Gryfino -> Szczecin
Wstaliśmy wcześnie rano i wyjechaliśmy chyba ok. 6. Z Przemkiem pożegnaliśmy się wczoraj, żeby go nie budzić o tej porze. Najpierw tak jak wczoraj do Lubrzy, później na Łagów. Tam śniadanko przy zamku i jedziemy dalej. Mieliśmy się dostać do Sulęcina przez Jemiołów, ale miejscowi zapytani o tą drogę powiedzieli,że jej nie ma. W końcu dowiedzieliśmy się, że obok niej jest teren wojskowy i być może dlatego, że jest tam zbyt niebezpiecznie, droga w rzeczywistości nie istnieje. Pojechaliśmy kawałek główną, potem boczną i zagmatwaną trasą. Z Sulęcina do krajowej 22, potem prostą i nieciekawą drogą do Kostrzyna nad Odrą. W Kostrzynie też nie znaleźliśmy nic ciekawego, oprócz burzy, którą przeczekaliśmy na przystanku. Było późno, więc jechaliśmy najkrótszą drogą w stronę Szczecina. Zaraz przed przejazdem pod autostradą dosłownie padliśmy,co zmusiło nas do zatrzymania się na stacji i zjedzenia zapasów. Do Szczecina dojechaliśmy już jak było całkiem ciemno, ale to nie koniec. Wjechaliśmy ulicą Rymarską i jedziemy tak cały czas, ciocia Tomka kieruje nas przez telefon. Mamy jechać jakąś autostradą poznańską. Skręciliśmy na nią i tu szok :0 jedziemy i nagle zaczyna się las, kończą się latarnie. Zastanawiamy się, czy nie zbłądziliśmy. Las ciągnął się chyba z 5 km, i już wątpimy czy dojedziemy dzisiaj na miejsce. Jedziemy sobie i nagle ktoś z samochodu jadącego w przeciwnym kierunku drze się :"Tomek, Tomek!". A Tomek tak ostro zahamował, że nie zdążyłam zareagować, a siedziałam mu na kole. No to wywaliłam się z moją całą lokomotywą, ale na szczęście szybko się zebrałam. Wujek Tomka doprowadził nas na miejsce etapami tzn. było coś takiego:" Jedźcie prosto na światłach w prawo, na rondzie drugi wyjazd, potem prosto i w lewo, ja będę tam czekał". No i czekał i następne komenda i znowu to samo i tak chyba 4 razy :D Ale udało się ! dotarliśmy :)
Nietypowa ściana budynku poczty w Lubrzy © yeti91

Łagów- wiadukt kolejowy © yeti91

Śniadanie na zamku © yeti91

Pomnik przyrody nad Jeziorem Łagowskim © yeti91

Ponorama z wieży widokowej "Czarnowska górka" PN Ujście Warty © yeti91

<= Poprzedni
Następny =>

Dane wyjazdu:
168.55 km 0.00 km teren
08:17 h 20.35 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:450 m
Kalorie: kcal

Prom za free xD

Czwartek, 23 lipca 2009 · dodano: 18.08.2009 | Komentarze 0

Włodzice Małe -> Bolesławiec -> Szprotawa -> Kożuchów -> Nowa Sól -> Niedoradz -> Milsko -> Przewóz -> Sulechów -> Świebodzin
Taki świetny nocleg, że aż się nie chce odjeżdżać, ale komu w drogę, temu hulajnogę. Jedziemy nie mamy wyjścia. Namówiliśmy Andrzeja, żeby nas kawałek podwiózł i mieliśmy przewodnika aż do Bolesławca. A w Bolesławcu śniadanko pod Tesco i suszenie bielizny na wózku sklepowym xD Później drogą 297 na Zieloną Górę. W Szprotawie Tomek nareszcie kupił linkę do przerzutki i mógł jechać na innych niż 2 z przodu biegach. Pewnie niewiele mu to dało, bo podjazdy się skończyły, no chyba że na moje nieszczęście częściej używał 3 ;) Cały dzień mieliśmy wiatr, uwaga, tak właśnie, niesamowite - w plecy! Jechało się znacznie lżej. Nie wiem jak to zrobiliśmy, ale w Kożuchowie przegapiliśmy skręt na Zieloną Górę i wypadliśmy w Nowej Soli. Z pomocą mieszkańców i mapy wynaleźliśmy drogę awaryjną. Do Niedoradza i na Zabór. Tam zobaczylimy znak "Przeprawa promowa" i pytamy się tutejszych ile takie coś kosztuje, a oni, że za free. No to jedziemy, czemu nie. Jakieś 4,5 km i już stoimy nad brzegiem Odry. A okazało się, że prom od miesiąca nie kursuje :0 i co teraz. Wracać się i nadrabiać 20-30km? Błagamy pana, który przyznał się, że ma łódkę, żeby nas przewiózł. Nie byłoby problemu, gdybyśmy jechali na pusto, z bagażami nie za bardzo chce nas zabrać na pokład. Udało się uprosić i płyniemy. Prąd znosi niesamowicie, trzeba umieć wiosłować, bo inaczej zamiast na drugi brzeg, to dopłynęlibyśmy do Szczecina :D Dziękujemy za uratowanie i jedziemy dalej przez BoJadła, ciekawa nazwa :), Trzebiechów i do Sulechowa. Tam łapie nas burza i szczęśliwie docieramy pod dach do Biedronki, bo za nią jeszcze przechodzi kilka znacznie gorszych burz. I gdyby nie ta burza to nie wiedziałabym, że w Sulechowie rośnie najstarsza w Europie morwa biała, a właśnie pod nią przeczekałam pierwszą burzę :) Do Świebodzina docieramy główną drogą, mijani i ochlapywani przez tiry. Rozbijamy się na działce u kolegi z Wołczyna i jeszcze idziemy do niego umyć się i coś zjeść i przy okazji pooglądać filmiki. Przyjęci zostaliśmy bardzo miło i znowu mieliśmy aż za dobre warunki, nie ma co się przyzwyczajać do luksusów.
Ale wkoło jest wesoło... © yeti91

Cały nasz ekwipunek © yeti91

Tak niewiele trzeba, żeby sprawić dziecku radość ; © yeti91

Pałac w Trzebiechowie © yeti91

Figura Chrystusa z Rio przed Świebodzinem(w budowie © yeti91

<= Poprzedni
Następny =>

Dane wyjazdu:
104.98 km 0.00 km teren
06:14 h 16.84 km/h:
Maks. pr.:52.10 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:1050 m
Kalorie: kcal

Karkonosze

Środa, 22 lipca 2009 · dodano: 06.08.2009 | Komentarze 1

Karpacz -> Szklarska Poręba -> Świeradów Zdrój -> Mirsk -> Lubomierz -> Lwówek Śląski -> Włodzice Małe
Następny ostry dzień, i jak zwykle zaczął się od podjazdu. Do Karpacza górnego, i chyba już na samym końcu pochyłości w lewo pod zabójczą górkę, z której nawet bałam się zjeżdżać,a wszystko po to, żeby zobaczyć ewangelicką świątynię Wang, przeniesioną w całości do Polski z Norwegii. Droga nie dość, że stroma to jeszcze wyłożona granitową kostką, strach iść tędy w spdach. Z Karpacza na Podgórzyn przez Przesiekę (skałka z lokomotywą) Później do Szklarskiej Poręby i towarzysze zapragnęli kąpieli, więc zatrzymaliśmy się przy strumyku i przy okazji przeszłam się z Darkiem nad Wodospad Szklarki. Szlak początkowo miał być na 5 min, za 100m drogowskaz 20min co jest... im bliżej tym dłużej xD W rzeczywistości zajęło to 20 min. Z Szklarskiej podjazdem na Zakręt Śmierci, na szczęście udało nam się przeżyć ;), a z zakrętu ładny widok na Karkonosze. Przyjemny zjazd i już jesteśmy w Świeradowie. Pytamy się jakiejś kobiety gdzie jest to uzdrowisko, a ona pokazuje nam, że po drugiej stronie drogi jakieś 5 m od nas. Trzeba być udanym. W najdłuższej w Polsce hali uzdrowiskowej(80m) zostaliśmy przywitani koncertem :) jak miło, nie trzeba było. Później do Mirska, a że zgłodnieliśmy to najsilniejszy uczestnik skoczył do piekarni... i w efekcie dostał 3 chałki i kilka drożdżówek za cenę 2 chałek. Ach ten urok ;P Po drodze magiczne miejsce - Pławna Dolna. Magiczne chyba pod każdym względem. Główna atrakcja to starannie wykonany zamek legend śląskich, a dla rowerzystów ścieżka rowerowa ciągnąca się do samego Lwówka Śląskiego, najlepsza ścieżka jaką kiedykolwiek w życiu jechałam.
A w Lwówku, dla mnie najważniejsze to Szwajcaria Lwówecka czyli skałki, i mniej ważne, czyli zamek. W Lwówku właśnie spotkaliśmy się z naszym dzisiejszym gospodarzem Andrzejem, który doprowadził nas na nocleg.
Kościółek Wang © yeti91

Rzeźba łazarza © yeti91

Warto mieć nadzieję, że kiedyś będzie lepiej © yeti91

Śnieżka z Karpacza Górnego © yeti91

Skałka z ciuchcią © yeti91

Wodospad Szklarki © yeti91

Karkonosze z zakrętu śmierci © yeti91

Zakręt śmierci © yeti91

Jaka radość na twarzy Dudka... © yeti91

Pławna Dolna-magiczne miejsce © yeti91

Szwajcaria Lwówecka © yeti91

<= Poprzedni
Następny =>

Dane wyjazdu:
137.85 km 0.00 km teren
08:39 h 15.94 km/h:
Maks. pr.:46.55 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:1785 m
Kalorie: kcal

Przez Czechy- premia górska

Wtorek, 21 lipca 2009 · dodano: 06.08.2009 | Komentarze 0

Radków -> Karłów -> Kudowa Zdrój -> Czermna -> Hronov -> Starkov -> Dolni Adrsprach -> Mezimesti -> Kochanów -> Kamienna Góra -> Kowary -> Karpacz
Najpierw terenem, żeby dostać się na podjazd pod Karłów. Podjazd dość długi ale jak zawsze pod górkę nie spieszyło mi się, zwłaszcza, że wkoło pełno skałek. Jechałam sobie powoli niestety pozbawiona możliwości robienia zdjęć, bo ktoś mi wziął baterie.Wytoczyliśmy się na górę i później został już tylko zjazd do Kudowej, i tu mi się przypomniało że dla jednego uczestnika wszystko co na K nazywało się Kłodzkiem, więc nie jechaliśmy do Kudowej, tylko do Kłodzka, nie przejeżdżaliśmy przez Krzeszów, tylko przez Kłodzko i nie spaliśmy w Karpaczu tylko w Kłodzku xD.Małe zakupy i ruszamy do naszego celu z dnia poprzedniego czyli kaplicy czaszek w Czermnej. Miejsce interesujące, w Europie są tylko 3 takie obiekty. Niestety robienie zdjęć wewnątrz teoretycznie zakazane, ale dla chcącego nic trudnego ;)Potem przez turystyczne przejście graniczne do Czech i niedaleko za granicą jedziemy sobie i po lewej mijamy duże pole... maku. Dziwnie to wyglądało, u nas nic podobnego nie spotkamy. Do Hronova, potem hmmm małe problemy z nawigację i awaria w rowerze Darka. Po trzech km podjazdu zawróciliśmy do Hronova i z pomocą miejscowych trafiliśmy na drogę do Starkova. Cały czas wzdłuż rzeki,już nie pamiętam w czym po lewej było miasteczko z dzikiego zachodu. Wśród łąk i lasu do Dolnego Adrsprachu do skalnego miasteczka. Po drodze pogadałam sobie po angielsku, jak się okazało z Polakami :D Myślałam, że padnę. Człowiek trudzi się, żeby cie zrozumieli, a wystarczyło po polsku zagadać. Rzeczywiście pełno tu Polaków, do naszej granicy w linii prostej tylko kilka km. A naprawdę warto, czegoś takiego jeszcze nie widziałam. Faceci mieli już chyba ze mną dość, bo skałek było tam mnóstwo a ja oczywiście musiałam się przy większości z nich zatrzymać, ale kto zna definicję wspinacza, ten zrozumie. Mieliśmy iść do Górnego Jeziora, ale surprise. Druga kasa biletowa i płatne tylko w koronach czeskich. Podziękowaliśmy i ruszyliśmy drogą okrężną do Adrsprachu.
Do Mezimesti przez Teplice i na stronę polską, małe zakupy i następnie do kamiennej góry przez Kochanów. Tam większe zakupy w supermarkecie. Krzeszów- Bazylika NMP z daleka wygląda imponująco, zresztą z bliska też. Potem do Kowar przez milutki podjazd. Zjazd już w całkowitej ciemności, jeszcze miałam słabe baterie w czołówce i niewiele widziałam przed sobą. Do Karpacza dotarliśmy o podobnej porze jak do Wołczyna, jednak okazało się że pola namiotowego zaznaczonego na mapie w rzeczywistości nie ma, i cały podjazd na marne. Zjechaliśmy na najbliższy camping. Nie stać nas było na spanie w namiocie, bo to 3zl więcej na os, więc....... 3 os. bez namiotu. Gościu zaniemówił, ale że był wyrwany ze snu to chyba już nic nie kumał.
Podjazd do Karłowa, ciężko ale na widok skałek od razu lżej © yeti91

Cały czas takie widoczki © yeti91

Nie tylko ja podziwiałam skałki :P © yeti91

Kaplica czaszek w Czermnej © yeti91

Pole maku tuż za polską granicą © yeti91


Adršpašsko-teplické skály

Dolne Jezioro © yeti91

Coca-cola za darmo xD © yeti91

Skalne olbrzymy © yeti91

"Świat potworów w locie skamieniały" © yeti91

Pomnik w środku pola; gdzieś koło Kochanowa © yeti91

Sanktuarium w Krzeszowie © yeti91

<= Poprzedni
Następny =>

Dane wyjazdu:
17.82 km 0.00 km teren
01:10 h 15.27 km/h:
Maks. pr.:42.50 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:160 m
Kalorie: kcal

Etap pieszy

Poniedziałek, 20 lipca 2009 · dodano: 06.08.2009 | Komentarze 0

Chocieszów -> Radków
Nie do końca pieszy, najpierw trzeba było dojechać do Radkowa na pole namiotowe. Na dobry początek dnia dosyć ostry i długi podjazd, na pocieszenie potem zjazd do Wambierzyc. Mili ludzie popilnowali nam rowerów, a my poszliśmy zwiedzać sanktuarium- bazylikę pw. Nawiedzenia NMP. W Ratnie Dolnym(średniowieczny zamek) w lewo na Radków. Tam krótki postój na rynku, ponoć jakimś zabytkowym, ale oszałamiająco piękny to on nie był, i w stronę zalewu szukać pola namiotowego. Dotarliśmy, rozbiliśmy się i w drogę... pieszo. Na Szczeliniec, później miały być Błędne Skały ale po drodze wycięli wszystkie drzewa ze szlakiem i szczęśliwym trafem nie skręciliśmy w odpowiednim momencie. Więc ruszyliśmy w stronę Karłowa. Po drodze siedział jakiś gościu w samochodzie no to czemu nie zapytać się gdzie jedzie. "Czy jedzie Pan może do Radkowa?"-pytamy. "Mam"- taką odpowiedź otrzymaliśmy. Mieć można dużo,a co on miał? Okazało się że turystów do zawiezienia. Od Karłowa szliśmy szosą i idziemy tak nie wierząc, że ktokolwiek się zatrzyma, jednak tysięczny z kolei kierowca zlitował się nad nami i mało tego podwiózł prawie na samo miejsce. Nawet to nie pomogło w ucieczce przed ulewą, która złapała nas kilkaset metrów przed namiotem, a zacinało tak mocno, że tylko można było stanąć pod drzewem i czekać aż przestanie.
Rano okazało się, że nie jesteśmy sami © yeti91

Bazylika w Wambierzycach © yeti91

Zamek w Ratnie Dolnym © yeti91

W drodze na Szczeliniec Wielki © yeti91

Widok ze szczytu © yeti91

Szczeliniec z Karłowa © yeti91

Gdy na morzu wielka burza... © yeti91

<= Poprzedni
Następny =>